Wydarzenia

Otrzymaliśmy list od czytelniczki, która piętnuje dużą ilość reklam, kontrowersyjnych od strony estetycznej, jakie upstrzają nasze miasto, szczególnie przy drogach wotowych. Słuszna uwaga.

Zaznaczyłbym jednak, że to zjawisko typowe dla całego kraju, Żywiec nie jest tu żadnym wyjątkiem. Wjeżdżając do Bielska – Białej trudno zobaczyć Szyndzielnię czy coś innego, widzimy reklamy Gemini. Wjazd do Krakowa nie jest już tak romantyczny jak kiedyś, mijamy cały ciąg centrów handlowych, firm oferujących samochody, wszystko to obłożone reklamami. Biorąc pod uwagę miasta podobnej wielkości i rangi, nie inaczej wygląda Cieszyn. Oczywiście stwierdzenie, że gdzie indziej jest podobnie, nie spowoduje, że reklamy z Żywca znikną, ani nie upiększy skutku ich istnienia. Jest zjawisko komentowane od dawna, wręcz przeprowadzanych jest wiele plebiscytów na najstraszniejszego w kraju „potworka”. Jak zauważył ktoś w komentarzy pod tekstem, funkcjonują instrumenty prawne, które powinny zapobiegać takim sytuacjom. Może warto poddać analizie ich wykorzystywanie?

Wjazdy do Żywca, od każdej prawie strony, rzeczywiście nie zachęcają, z wagi na stojące reklamy, choć nie tylko. Osobiście cieszę się bardziej z komentarza autorki tekstu pod notą na facebooku może nawet. Cieszę się z kolejnego głosu, na temat atrakcyjności lub jej braku, jak chodzi o dłuższe lub częstsze pobyty w naszym mieście. Żywiec wydaje się być ciekawym miejscem, pod kątem swojej lokalizacji. Z uwagi na jego położenie i walory same w sobie, ale i fakt bycia swojego rodzaju bazy wypadowej w Beskid Żywiecki i okolice Babiej Góry ze Śląska i z dalsza. Przepraszam. Chyba raczej perspektywy takiej bazy, bo w zupełności nie widać, by miało to być wykorzystywane. Owszem, można raz wpaść, zobaczyć Park, zamek, kilka innych miejsc. Ale co robić cyklicznie, jak spędzić ten czas unikalnie? No, można zagrać w bule, czy postrzelać z łuku, ale to dla promila chętnych. Wzorem Ustronia, Wisły itp., jakaś promenada do jazdy rowerem lub na rolkach, jakieś bulwary? Nie za bardzo. Kilkadziesiąt metrów pod „Mostem Solnym”. Szczególnie intryguje mnie od dawna temat wału nad jeziorem. Niemałe jezioro tuż przy niemałym mieście, praktycznie zupełnie nie wykorzystane dla potrzeb rekreacyjnych, czy turystycznych. Owszem, nie są to Śniardwy, ale jakieś uroki jednak ma. Szczególnie od Tesco, do miejsca, gdzie stoi znak, nieoficjalnie informujący od lat, że to „wał rządowy”. Widok na góry i wodę, słońce większość dnia, wydawałoby się niezłym miejscem na dróżkę dla rowerów, na rolki, może to byłoby pretekstem, żeby w mieście przystanąć. Tymczasem odwieczne klepisko, niejednokrotnie przeorane jeszcze przez kogoś, kto akurat przez całość musiał ciągnąć drewno. Zapewne okazałby się, że zarządca ten a nie tamten, lub że funkcje melioracyjne i przeciwpowodziowe nie puszczają, jednak nie takie cele na świecie, nieodległej Europie, a nawet w innych rejonach Polski się łączy.

Autor: Michał Cichy