Wydarzenia

Rozdział VII. Witam przyszłość z otwartymi ramionami

- A co? Nie pamiętasz mojego imienia ? – parsknął, posyłając mi śliczny uśmiech. Nie zmienił się prawie w ogóle. Zielone tęczówki wciąż miały tą samą barwę. Rozczochrane włosy układały się tak samo, jak wtedy. Wyglądał nielegalnie uroczo. Wyprostowana sylwetka dawała wrażenie kogoś, kto jest nieco starszy. Nie wyglądał na siedemnaście lat. Zaciekawienie i podekscytowanie rosło z sekundy na sekundę. Miałam coraz więcej pytań, które nachodziły mnie z każdego obszaru, jaki sobie wyobrażałam. Przez głowę przelatywało mi mnóstwo scen i wspomnień. Budowanie na piasku, jedzenie lodów , wspólne sprzątnie zabałaganionych przez młodsze dzieciaki pokoi. Wszystko było takie realne, piękne i niesamowite. Chwile spędzone z Kubą i resztą mojej paczki uważałam za najpiękniejsze w moim życiu. Pomijając to, co było związane z moim eks rycerzem – Jankiem.

- Nie… – mruknęłam, maskując zmieszanie do jakiego mnie doprowadził – jasne, że cię pamiętam. Wejdziesz do środka ? – rzuciłam bezmyślnie. Chwyciłam klamkę i wymusiłam ruch ciężkich i drewnianych drzwi. Widocznie przyjął zachętę , bo po kilku sekundach już stał w korytarzu. Był totalnie nieogarnięty. Dzięki temu mogłam baczniej się mu przyjrzeć. Prowadząc bitwę z zamkiem swojej kurtki, zachowywał się tak jak na kolonii. Nie obchodziło go to, że ktoś się na niego patrzył. Nie krył zdenerwowania i zażenowania całą sytuacją, ale mimo tego był tak samo naturalny.

- Pomożesz mi? – nie słyszałam tego, co mówił. Oparta o ścianę przyglądałam się każdemu ruchowi. Nie chciałam oderwać oczu. Nie mogłam zapamiętać tego, co robił. Kiedy odwracałam spojrzenie, już go nie pamiętałam, dlatego nieustannie śledziłam każde posunięcie. Ocknęłam się dopiero wtedy, kiedy moje nogi zaplątały się jak dwie części dziewczęcego warkocza. Z ogromnym hukiem spadłam na ziemie. Jednym susem znalazł się przy mnie.

- Nic ci nie jest ? – stopniowo uwalniający się basowy ton otumaniał mnie coraz bardziej – daj rękę, pomogę ci wstać, niezdaro !

Rzuciłam mu niepewne spojrzenie i bez oporów podałam swoją rękę. W jego uścisku czułam pewność siebie i zdecydowanie. Okropnie mi to zaimponowało. Poza tym ciepło jakie od niego biło, było naprawdę urocze. Czułam bezpieczeństwo, którego nikt dotąd mi nie zapewnił.

- Przepraszam, jestem trochę zmęczona.

- To chodź, usiądziemy gdzieś. W kurtce, czy bez – ważne, że będę mógł z tobą porozmawiać – nogi się pode mną ugięły. Nie wiedziałam jak zareagować. Poczułam się tak samo, jak wtedy gdy Janek zaprosił mnie do siebie. Czułam się zdezorientowana i zagubiona. Nie wiedziałam jak się zachować.

- Dobrze, chodźmy – wysunęłam rękę z mocnego uścisku i prowadziłam gościa przez długi korytarz.

- Kamil się o ciebie pytał. Będzie w Krakowie za dwa dni, pewnie też cię odwiedzi.

- Kamil ?

- Tak. Bardzo chciał cię zobaczyć – widząc, że niespecjalnie wiem co się dzieje , dodał – Kamil z pokoju 28A. Pamiętasz?

I znów masa wspomnień. Zalewały mnie jak lawina. Zakryły wszystkie złe i niepotrzebne przeżycia, ustępując miejsca tym pięknym.

- Pamiętam go, pamiętam.