Rozdział XXI
Nie minęły dwie minuty, a samochód Pawła już na nas czekał. Uchylił szeroko szybę i wyjrzał w naszym kierunku.
- Chodźcie, bo zmarzniecie !
Bez słowa zaprowadziłam Anię do samochodu, otwierając jej drzwi. Gdy byłam pewna, że jest zapięta, wsiadłam na przednie siedzenie.
Zastanawiałam się dlaczego Paweł dalej stoi. Dlaczego nie rusza do domu. Zamiast tego najzwyczajniej w świecie siedział i się na mnie patrzył. Może zdziwiło go to, że mój nos i oczy dalej są zapuchnięte?
- Co się stało? Czemu jesteś taka przybita ? – zapytał po chwili milczenia. Nie chciałam z nim rozmawiać. Nie miałam ochoty nawet na niego patrzeć. Chciałam iść do domu, zamknąć się w pokoju i wypłakać do poduszki.
Widząc, że nic do mnie nie dociera, z impetem oparł ręce na kierownicy. Widocznie chciał mi pokazać, że jeśli mu nie powiem nigdzie nie pojedziemy.
- Paweł, ja chcę do domu. Zawieziesz nas? – mruczała Ania, dygocząc zębami, które wystukiwały nową melodię. Dość zabawną i ciekawą zarazem.
Obrócił głowę i posłał Ani ciepły i przepraszający uśmiech. Dygocząc zmusiła go do odpalenia samochodu. Gdyby była chora, na pewno miałby wyrzuty sumienia. Nawet nie musiałam go namawiać, ani przekonywać. Od razu rozległ się furkot silnika, a w samochodzie uniósł się zapach spalin i elektrycznego odświeżacza, od którego zaczęło mnie mdlić.
- Zosia – powiedział, gdy już byliśmy w połowie drogi – powiesz mi co się stało?
Jaki on był uparty. Nie chciałam nikomu mówić, że za niespełna miesiąc zostanę sierotą. Czemu tak bardzo go to obchodziło? Nie wiedział, że lubię być sama?
Postanowiłam odpowiedzieć, bo nigdy nie dałby mi tak bardzo upragnionego spokoju.
- Powiem ci potem, dobrze? – zapytałam, spoglądając wskazówkowo na tylne siedzenie. Od razu zrozumiał, że nie chcę rozmawiać przy Ani. Wbił oczy w przednią szybę i chyba poddał się mojej woli. Oparłam głowę o zagłówek i obserwowałam obiekty, które mijaliśmy. Wszystko było jakieś smutne i szare. Budynki wołały o pomoc, ulice szukały światła, a liście leżące na chodnikach prosiły o powrót na dawne miejsce. Ogólnie jakoś nie lubiłam Listopada. Dobrze, że to już jego końcówka.
Nagle kilka białych płatków przykleiło się do szyby. Tu jeden, tam jeden, swobodnie znajdowały coraz to nowe miejsca na karoserii i szkle. Te, które już się pokazały spływały w postaci kropli w dół, ustępując tym płatkom, które dopiero miały się usadowić.
- No nieźle, jeszcze śniegu brakowało – mruknął Paweł, włączając wycieraczki.
Z rozkoszą obserwowałam przebieg lotu tego magicznego pyłu. Widząc takie delikatne wodne twory przenosiłam się do innego świata. Zapominałam o tym, co mnie bolało. Myślałam o tym, co mogłoby dawać mi uśmiech i radość. Odprężenie dosięgło mnie w stu procentach.
Głos Pawła przerwał spokojne fantazjowanie.
- Janek się o ciebie pytał. Chciał z tobą porozmawiać.
W ciągu jednej chwili oprzytomniałam. Nie mieliśmy już sobie chyba niczego do powiedzenia. Ciekawe czego ode mnie oczekiwał.
- W jakim celu? – leniwie się przeciągnęłam.
Paweł mruknął coś pod nosem.
- Mówił aż tak cicho ? – żachnęłam się. Nie wiem jak wykrzesałam tę odrobinę humoru. Na siłę chciałam być taka, jak wcześniej. Teraz ironia przesączała każdą moją wypowiedź.
Rzucił mi błagalne spojrzenie.
- Powiedział, że cię kocha i, że będzie o ciebie walczył.
Wydawało mi się, że śnię. W momencie, kiedy moje życie wali się na kawałki i kiedy już nic do niego nie czuje on wpada i robi jeszcze większe zamieszanie. No ekstra, po prostu idealnie – pomyślałam.
Miałam ochotę wyjść z samochodu, pobiec do jego pokoju i dać mu w twarz. Za to wszystko co przez niego przeszłam i za to, co teraz sobie wyobrażał. Wracając do niego musiałabym upaść na głowę. Szkoda, że dopiero teraz widziałam, że totalnie do mnie nie pasuje.
- Powiedz mu, że dla niego już nie istnieje. Niech sobie szuka takiej, co potrafi znieść jego idiotyzm i to żałosne uwielbienie samego siebie. Powiedz mu – zawahałam się na chwilę. Kuba przeleciał mi przez głowę – powiedz mu, że mam chłopaka.
- A naprawdę masz?
- Tak, mam – potwierdziłam, sama nie wierząc w co mówię.
Moja mama umiera, pewnie z Anką trafimy pod opiekę Zegrzyńskiej, albo gdzieś. Ojca nie ma, ale ja mam chłopaka! Mojego wymyślonego chłopaka. Przynajmniej tego mogę być pewna.