Wydarzenia

Podczas spotkania z Krystyną Szumilas i Henrykiem Broniarzem w żywieckim Zajeździe Beskidy, które odbyło się 28 listopada 2016 roku nakreślono na początku trzy kategorie konsekwencji planowanej reformy oświaty, której głównym elementem i najbardziej zapalnym punktem ma być likwidacja gimnazjów.

Powrót do dawnego systemu, więc 8 klasowej szkoły podstawowej, 4 klasowego liceum ogólnokształcącego i 3 lub 2 letniej szkoły branżowej. Skutki mianowicie dla uczniów, nauczycieli i lokalnych budżetów - konsekwencje finansowe i logistyczne tych zmian w decydującej mierze poniosą samorządy. Z najgorętszą reakcją spotkał się w sali zajazdu aspekt drugi, konsekwencji dla nauczycieli. Wcale nie musiało to przeczyć postawionej na początku spotkania tezie, że dla nauczyciela – z punktu widzenia etosu i etyki jego pracy – najważniejszy jest uczeń i skuteczność tak edukowania, jak i wychowywania go. Tylko że, o ile młyny edukacji mielą w tempie pozwalającym zobaczyć efekt nie wcześniej jak po kilku latach, o tyle konsekwencje dla nauczycieli – pisząc wprost – ich zatrudniania lub nie, a wiele stron sporu twierdzi że sprawa zaowocuje licznymi zwolnieniami z pracy, będzie widoczna już końcem obecnego roku szkolnego.

Dlaczego tak gruntowne zmiany?

Reforma oświaty to kolejny temat naszego życia społecznego i politycznego, który zdaje się świadczyć o dużej polaryzacji społeczeństwa. Podziały, idące z góry w dół, a czasem i w odwrotnym kierunku, rzutują na odmienność stanowisk. W przypadku projektów ministerstwa edukacji bardzo szybko odezwały się głosy niechętne im. Przeciwko czemu właściwie, albo przeciwko jakiej argumentacji? Termin reforma, jeżeli nie definicyjnie, to na pewno obyczajowo i historycznie, uznawany jest w domyśle jako poprawa. Tymczasem oponenci chętnie używają słowa deforma. Trzeba przyznać, że planowane zmiany bliskie są rewolucyjnych. Jaka jest ich przyczyna lub cel? Według ministerstwa edukacji narodowej chodzi oczywiście o poprawę jakości i efektywności nauczania młodych ludzi. To jasne! Co jednak powoduje, że musi dojść do tak drastycznej zmiany? Ciśnie się do głowy i na usta pytanie. Co takiego ma a czego nie będzie miał nowy system, lub na odwrót, czego nie miał stary układ szkół, a co będzie miał nowy? Co spowoduje, że nie można poprawić teraźniejszego znacznie mniejszym kosztem finansowym i społecznym? Zmienić metodykę nauczania, jego program, główne akcenty, system egzekwowania wiedzy? Wydaje się, że odpowiedzi na to pytanie minister edukacji narodowej nie serwuje zbyt rozbudowanych, a i dotrzeć do nich, czy wyłowić je nie jest łatwo. Dlaczego nie poprawia się gimnazjów, tylko likwiduje je? Według minister Anny Zalewskiej gimnazja po prostu nie sprawdziły się. Nie wyrównują szans edukacyjnych, nie podnoszą jakości nauczania. Praktycznie powstały gimnazja lepsze i gorsze. Podobno badania dowodzą też, że nie służy młodemu człowiekowi częsta zmiana szkoły i grupy rówieśniczej. Trzeba przyznać, że ten ostatni argument akurat jest takim dowodzącym sens likwidacji zamiast reformy. Bo w przypadku obecnego systemu doszedł uczniom jeden szczebel szkoły, jedna zmiana grupy, względem tego co było przedtem i co najprawdopodobniej będzie potem. Takie częste przeskoki obniżają motywację ucznia. Pani mister neguje też sens ledwie 3 letniego liceum. To za krótki okres jak dla takiego szczebla, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że połowa z tego czasu, to przygotowanie do samej matury. Przy mniejszej ilości lat i godzin ginie realizacja członu „ogólnokształcące”. No właśnie. Jednym z argumentów za, jaki przywołany był podczas spotkania w Zajeździe Beskidy, była słaba i wciąż malejąca zdawalność matur. Mimo że z pozoru wydaje się to być bez związku z gimnazjami, to w praktyce wpływ na to może mieć właśnie zbyt krótki czas nauki w szkole średniej. Według ministerstwa argumentem przemawiającym za sensem istnienia gimnazjów nie jest też fakt, że połowa z nich fizycznie mieści się w tym samym budynku, co szkoła podstawowa. Nie jest więc realizowany wymóg oddzielenia młodszych dzieci od tych w wieku starszym, często wymagającym specyficznej uwagi. Krytykowany jest też selektywny nabór do poszczególnych gimnazjów. Jeśli taki jest rzeczywiście, nie jest to czynnik wyrównywania szans. W całym procesie edukacji taki odsiew stawać się może kolejnym budulcem murów pośród społeczeństwa.

Odrębnym tematem są szkoły branżowe, kiedyś nazywane zawodowymi. Wiele z nich było likwidowane, a teraz ten brak jest odczuwalny. Tutaj także czas, jaki na taką szkołę pozostawał po gimnazjum, według twórców ustawy był zbyt krótki.

Powyżej pojmowane wprost, niejako postronnie, przyczyny restrukturyzacji szkolnictwa, które można przyjąć za zasadne. Oczywiście MEN wskazuje jeszcze wiele niedoskonałości obecnego systemu kształcenia. Na przykład zatracenie funkcji wychowawczej o obniżenie rangi szkoły, jako instytucji autorytatywnej. Niewątpliwie jest to syndrom naszych czasów, jednak znów nie daje to sensownej odpowiedzi na pytanie, dlaczego kosztowna finansowo i społecznie restrukturyzacja, zamiast poprawy?

Kto jest przeciwko?

Takie jest stanowisko rządowe. Strony niezwiązane bezpośrednio z oficjalną władzą mają jednak bardzo często odmienne zdanie, jeśli chodzi właśnie o korzyści lub starty, jakie z tej zmiany wynieść mogą uczniowie. Przez wszystkie przypadki odmienia się słowo chaos. Neguje się zarówno sam pomysł, jak zbyt szybki czas wprowadzania go w życie, czyli już od roku szkolnego 2017/2018. Projekt, jak chodzi o jego sferę dydaktyczną, krytykowany jest przez wielu specjalistów i niemniej organizacji. Zgłoszenie projektu ustawy do sejmu rzekomo poprzedzały szerokie konsultacje społeczne. Rzekomo, gdyż biorące w tych konsultacjach udział jednostki i organizacje niejednokrotnie tego nie potwierdzają. Skutkiem tych rozmów okazały się negatywne opinie na temat reformy, wydane przez rozmaite organizacje związane z tematem. Wśród nich:

Ogólnopolskie Stowarzyszenie Kadry Kierowniczej Oświaty; Ruch Społeczny „Obywatele dla Edukacji”; Fundacja „Przestrzeń dla Edukacji”, „Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej”, „Stowarzyszenie Dyrektorów Szkół Średnich”.

Zarzuca się w tych opiniach spisanie na straty uczniów dzisiejszych klas 5 i 6, realizujących tymczasowy program; brak argumentów merytorycznych; wielkie wydatki po stronie samorządów; złą diagnozę co do rzeczywistych bolączek systemu edukacji.

Zarówno teoretycy, jak i praktycy wskazują wiele, często niewidocznych na pierwszy rzut oka, paradoksów, jakie mogą wystąpić w związku ze zmianą struktury szkolnictwa. Uczniów obecnych klas pierwszych gimnazjów czeka większa konkurencja przy kwalifikacji do szkół ponadgimnazjalnych, gdzie spotkają się z absolwentami podstawówek. Z formalnego punktu widzenia niejasna jest też jeszcze sytuacja uczniów, którzy z negatywnym skutkiem ukończą obecną pierwszą klasę gimnazjum. Nie uzyska promocji do następnej klasy. Nie będzie możliwe powtarzanie tej pierwszej, bo będzie już „wygaszana”. Taka osoba niejako cofana będzie do szkoły podstawowej, do klasy siódmej. Mniej tutaj zaskakującym aspektem będzie nagła zmiana szkoły. Bardziej chyba to, że w efekcie ukończy dwa raz szkołę podstawową, z dwoma dokumentami zaświadczającymi o tym.

Co z nauczycielami według MEN?

Tyle o kwestia dydaktyki i dobra uczniów. Drugą kategorią skutków przywoływanych w Zajeździe Beskidy byli nauczyciele, którzy zaraz wykazali trwogę o swoje miejsca pracy. Całkiem tam zresztą licznie zebrani, dużo pedagogów przyjechało w tamten poniedziałek z Bielska-Białej i okolic podobnej odległości. Tutaj też mamy do czynienia z niemałą polaryzacją. Czy będą zwolnienia? Pierwszy rzut oka nakazuje myśleć, że niekoniecznie. Przecież nie zmienia się ilość uczniów, może i ilość klas? To tylko pozór. Ilość uczniów się nie zmieni, jednak spadnie ilość szkół. Co za tym idzie większa kumulacja młodych ludzi w ramach placówek. Pisząc wprost i podając przykład – uczniowie z obecnego gimnazjum, w którym są jacyś nauczyciele, przeniesieni zostaną do szkoły podstawowej, w której inni uczący już są. Możliwa jest zatem sytuacja, że ci ze szkoły podstawowej dostaną większą ilość godzin, a ci z przywoływanego gimnazjum zostaną na lodzie, albo raczej na zielonej trawce. W grę wchodzą też pracownicy administracyjni szkoły, których już z natury stanowiska restrukturyzacja nijak nie obroni. Na zwolnienia szczególnie narażone wydają się być obszary niestety takie, jak Powiat Żywiecki. Z małą ilością większych miejscowości, z małą ilością liceów. Ostatnie klasy gimnazjów wchłonie głównie Bielsko. Nie każdy nauczyciel będzie w stanie tak przemodelować swoje życie, by tam dojeżdżać.

Oczywiście i zagadnienie zatrudnienia nauczycieli odzwierciedla przywoływaną już nie raz polaryzację. Strona rządowa nie potwierdza stanowiska o groźbie zwolnień wśród pracowników gimnazjów. Podtrzymać stopień zatrudnienia ma fakt zwiększenia ilości godzin takich przedmiotów, jak historia, fizyka czy chemia. Opozycja do reformy z kolei twierdzi, że zmniejszy się ilość godzin języków obcych. Poza tym nie każdy nauczyciel uczy historii, fizyki czy chemii.

Kuratorium Oświaty w Katowicach wystosowały specjalny list, tyczący się omawianych zmian. Skierowany do uczniów, ich rodziców i nauczycieli. Informuje o specjalnych numerach telefonów i adresach internetowych, pod którymi można zasięgać informacji. I tak, jak chodzi o planowaną ilość zatrudnianych nauczycieli, Śląskie Kuratorium Oświaty nie przewiduje na dziś, żeby planowane zmiany zaowocowały bezrobociem wśród nauczycieli. I tyle. To czynnik oficjalny.

Co z dotacjami?

Warty nadmienienia w całej sprawie może też być aspekt finansowy, trzeci z wymienianych w Zajeździe Beskidy, związany z gimnazjami i decyzją MEN pośrednio. Szkoły często realizują rozmaite programy edukacyjne i wychowawcze, nierzadko wykonywane dzięki dotacjom unijnym. Jeśli w związku z likwidacją będą przerwane, istnieje groźba konieczności zwrotu tych funduszy przez samorządy. Czasem już rozdysponowanych, a może nawet już wydanych.

Przegłosowane

W środę 30 listopada 2016 Sejm Rzeczpospolitej Polskiej nie zgodził się na odrzucenie w pierwszym czytaniu projektu Prawa Oświatowego i przepisów wprowadzających Prawo Oświatowe. Zostały skierowane do prac w komisjach. Sejmowa arytmetyka jest jaka jest, jest wszystkim znana. Jej skutkiem ustawa o prawie oświatowym została przegłosowana 14 grudnia 2016 roku przez niższą izbę parlamentu. Zatwierdzenie jej przez Senat i Prezydenta RP było potem już formalnością, rozporządzenie będzie wdrażane. Są też ruchy opozycji. Związek Nauczycielstwa Polskiego od dawna już zapowiada strajki, w ramach protestu przeciwko tym i w taki sposób przeprowadzanym zmianom. Władze Platformy Obywatelskiej natomiast zapowiadają złożenie Prezydentowi RP wniosku o referendum krajowe, na temat likwidacji gimnazjów. Śledząc polską politykę na przestrzeni ostatnich co najmniej kilkunastu lat i skuteczność pewnych działań, trudno nie uznać obu tych zabiegów za ruchy tylko wizerunkowe.

Reakcja Burmistrza Żywca, Antoniego Szlagora, na zmiany w oświacie potwierdzają trudną rolę, w jakiej osadziły one władze samorządowe. W odezwie poinformował mieszkańców miasta, że przez wydatki, jakie wymusza Ministerstwo Edukacji Narodowej, szeroka gama rozmaitych inwestycji publicznych może stanąć pod znakiem zapytania. Pośrednio więc zmiany dotyczą wszystkich nas.

Jak będzie w Żywcu i powiecie?

Rzecz w tym, że reforma posiada innego projektanta, a innego wykonawcę. To samorządy w praktyce będą ja przeprowadzać, ergo – posiadać wiedzę na temat ewentualnych zwolnień. I według nich rzecz nie wygląda już tak różowo, również w przypadku Żywca. Burmistrz Antoni Szlagor i odpowiedzialny za edukację wiceburmistrz Marek Czul nie pałają optymizmem. O jakiej skali w ogóle mowa i jakich liczb rzecz dotyczy? Wszystko to przy świadomości, że żywieckie gimnazja cieszą się dobrą opinią. O jakiej liczbie szkół mowa, w odniesieniu do Żywca i całego powiatu? Jest ich 3 w mieście Żywcu. Co oznacza ponad 100 zatrudnionych ta osób. Gimnazja na terenie powiatu podlegają poszczególnym gminom. Poza miastem jest ich 34, a więc kolejnych ponad 420 nauczycieli. Nie oznacza to oczywiście wprost, takiej liczby nauczycieli bez pracy w szybkim czasie – choć eksperci zgodnie dosyć uważają, że nauczycielom w większych miastach łatwiej będzie szybko znaleźć nowe etaty - i fizycznych likwidacji szkół. Pozostaje to w gestii wójtów gmin, którym podlegają tamtejsze gimnazja. Podobnie jak wszelkie inne konsekwencje ustawy i jej wprowadzania spadną na samorządy. Nierzadko zresztą reforma określana jest orężem w walce władzy centralnej z samorządową. Według wstępnych obliczeń ratusza, zmiany skutkować będą w samym Żywcu likwidacją fizycznie jednej szkoły i zwolnieniem co najmniej 40 osób. To informacja przekazana na szybko, dla ostudzenia rosnących niepokojów. Dokładna sytuacja jednak wciąż przez władzę miasta jest badana. Jej szczegóły zweryfikuje dopiero życie i praktyka. Wiele decyzji pozostawać też będzie w gestii dyrektorów zespołów szkół. Podobną liczbę nauczycieli zagrożonych realnym bezrobociem podają politycy partii opozycyjnych. Tak samo jednak w aurze a to niewiadomej, a to trwogi, z jaką patrzy się w niepewną przyszłość. Czy to dużo czy mało na 30 tysięczne miasto? To jednak dużo. Reforma często, zamiast likwidacji, określana jest dosyć modnym mianem wygaszania gimnazjów. Ewentualne zwolnienia nie muszą więc nastąpić z dnia na dzień. Taka stopniowość, najpierw dwie klasy, potem jedna, w końcu brak, może być argumentem za łagodniejszym przejściem ze starego systemu do nowego, względem poziomu zatrudnienia. W przypadku Żywca sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana, niż w większych miastach, funkcjonujących na prawach powiatu. Pod starostwa powiatowe mianowicie podlegają szkoły ponadgimnazjalne. Żywiec, jako miasto, nie ma więc możliwości przeniesienia do nich nauczycieli gimnazjów. Starostwo Powiatowe w Żywcu natomiast dopiero za kilka lat odczuje czy to pozytywne, czy to negatywne dla siebie skutki reformy.

Ostateczne o oficjalne stanowisko Burmistrza Szlagora niewiele się zmieniło. Nadal mowa jest o likwidacji wszystkich trzech gimnazjów i zwolnieniu 40 nauczycieli. Dyrektorzy gimnazjów staną się wicedyrektorami szkół podstawowych, do których przenoszeni będą ich uczniowie. Relokacja, to kolejny aspekt i skutek całego zamieszania, obok zwolnień nauczycieli. W związku ze zwiększoną ilością uczniów w „podstawówkach”, nie można wykluczyć zmian siedziby niektórych z nich, co oczywiście będzie miało wpływ na życie codzienne dzieci i młodzieży. Wiadomo już, po słowach burmistrza, co w związku z tym stanie się w Żywcu. Po likwidacji Gimnazjum nr 3, uczniowie przeniesieni będą do Szkoły Podstawowej nr 3, przy ul. M. Skłodowskiej Curie. Ta zmiana wydaje się być stosunkowo bezbolesna dla uczniów, jednak w przypadku „trójek” zwolnień nauczycieli może być najwięcej. W obecnym – ciągle jeszcze – Gimnazjum nr 2, przy ul. Zielonej, powstanie szkoła podstawowa, do której przeniesiona będzie część uczniów z popularnej „piątki” na Oś. 700 lecia. „Podstawówka” powstanie też w Gimnazjum nr 1, na ul. Dworcowej, zgromadzi dzieci i młodzież z Zabłocia, oraz obecnej Szkoły Podstawowej nr 9, przy ul. Podlesie.

Analizując sytuację warto brać pod uwagę, że Żywiecczyzna, pisząc wprost, wyludnia się. Spada ilość uczniów w gimnazjach, liczba tych szkół mogłaby zmniejszać się niezależnie od reformy likwidacyjnej lub jej braku. Według informacji portalu zywiec.naszemiasto.pl, ilość uczęszczających do szkół ponadgimnazjalnych zmniejszyła się o 1800 uczniów. Zmusza to Starostwo Powiatowe do prowadzenia racjonalizacji zatrudnienia w tych szkołach.

System społeczno - gospodarczy w jakim żyjemy w ograniczony sposób daje gwarancję zatrudnienia. Jakiś okres bez pracy lub konieczność zmiany stanowiska dotknąć może kiedyś wiele branż. Jest to jednak groźba, która zawsze wywołuje obawę co do najbliższej przyszłości, planowania życia rodzinnego, czy wypełniania materialnych zobowiązań. Nie można się więc dziwić, że w listopadowe popołudnie, w żywieckim zajeździe, temat zatrudnienia i zwolnień okazał się żywszy, niż dogłębne analizy spraw samych uczniów i ich edukacji.

Co z „podstawówką” nr 9?

Niejako w tle ustawy oświatowej głośny stał się w Żywcu temat likwidacji Szkoły Podstawowej nr 9 przy ul. Podlesie 63 oraz przeniesienia jej uczniów do budynku obecnego Gimnazjum nr 1, przy ul. Dworcowej 26. To efekt relokacji „podstawówek”, wynikającej z likwidacji gimnazjów i spadku populacji naszego regionu, czyli małej liczby uczniów szkoły z Podlesia. Według oficjalnych już informacji ratusza, budynek na Podlesiu ma być wynajmowany prywatnej Szkole Mistrzostwa Sportowego. W związku z tymi informacjami zawiązał się Komitet Obywatelski „Ratujmy Szkołę na Podlesiu”, prowadzący kampanię obrony szkoły na portalach oraz ślący petycje w tej sprawie. Czy dzieci i młodzież będą musiały zmienić miejsce pobierania nauki? Wiele na to wskazuje.

Autor: Michał Cichy