Wydarzenia

W czwartek 12 września w Żywcu na ulicy Kościuszki 45 miało miejsce otwarcie nowego lokalu - Club B52 (dawna Bankowa, Green Olive Garden). Nie obyło się bez atrakcji, którą był koncert zespołu LemON. Finaliści Must Be the Music rozpoczęli swój koncert o godzinie 20, przy pełnym słuchaczy lokalu. Skrzypce, instrumenty klawiszowe, gitara, bas, perkusja, a przede wszystkim pełen ekspresji i emocji głos wokalisty, ukazały żywieckiej publiczności koncertowy potencjał tej grupy.

koncert żywiec LemON fot Mariusz Jasek

Zeszłoroczni debiutanci zagrali zawodowy koncert prezentując swój materiał w którym łączy się pop, rock, folk… w pewnym momencie nawet można było usłyszeć inspirację dubstepem. Ogromną dawkę emocji niosło połączenie kulturowe, które w LemONie tworzy -  kultura łemkowska, polska i ukraińska. Zespół wypadł niezwykle szczerze, prawdziwie, pokazując, że nie są wykreowaną przez showbiznes marką a zespołem zdolnych muzyków grających z serca i mających coś do powiedzenia. Wokalista miał bardzo dobry kontakt z publicznością, którą dyrygował wykonując wspólnie refreny, czy zaśpiewy pomiędzy utworami. Po występie redakcja porozmawiała z wokalistą – Igorem Herbutem:

Mariusz Waligóra: Debiut macie już za sobą, jak się czujecie będąc częścią rynku muzycznego?

Igor Herbut: Czujemy się bardzo dobrze! Robimy własną muzykę, dużo pracujemy, to jest najlepsze, bo rozwijamy się w pasji. Realizujemy się w dziedzinie, którą kochamy i jest to nasza praca. Uważam to za szczęście, nie wielu ludzi na świecie ma taką możliwość, żeby robić to, co kocha i z tego żyć, rozwijając się w tym.

MW: Mówiłeś dzisiaj w czasie koncertu, że spełniliście marzenie, mogąc być na scenie. O czym teraz marzycie?

IH: Ja osobiście jestem ogólnie marzycielem i staram się stawiać sobie wysoko poprzeczki. Nie siadam na laurach. Kiedy coś osiągniemy, to zawsze nam mało, dalej pracujemy, rozwijając się. Marzymy o tym, żeby to nigdy się nie skończyło, żeby to było mądre, żebyśmy pozostawali przyjaciółmi w zespole. A przede wszystkim, żebyśmy mieli muzę w serduchach i żebyśmy się nie zepsuli.

MW: Pokazaliście na rynku muzycznym, że można zrobić coś ciekawego, nieszablonowego i pozostać na „topie”. Dlaczego reszta mainstreamu jest taka mało różnorodna?

IH: Jest trochę plastiku w kulturze, niektórzy mylnie nazywają to popem, ale to jest błędna nazwa, my też jesteśmy popowi, mainstream’owi…

MW: Tak, tylko, że wy łączycie pop, rock, folk i inne gatunki.

IH: Powiem tak. Chcemy zmieniać mainstream, który jest w Polsce nie do końca taki, jaki bym chciał. Staramy się coś robić w tym kierunku. Myśleć nad harmonią, pisać i mówić o ważnych rzeczach, istotnych tematach, o czymś, co zmienia ludzi, otwiera im umysły i serducha, bo ludzie czasami się zapominają. Zapomina się czasem o istocie muzyki. Jeżeli ktoś robi disco-polo, czy inne polo, ale robi to z serducha wierząc w to całkowicie, to peace and love… Niech będzie szczęśliwym człowiekiem, utrzymuje się z tego, tylko najważniejsze, niech robi to z sercem.

b52 żywiec fot Mariusz Jasek

MW: Myślisz, że dobrym narzędziem do wspomnianej zmiany mainstream’u są programy typu „talent show”?

IH: Nie chcę faworyzować, ale uważam, że w dużej mierze Must Be the Music jest takim programem. Przede wszystkim chodzi o to, że można tam grać własne numery. Można sobie grać mając zespół w garażu, pomiędzy obiadem, a grą na boisku i nagle wyjść, pokazać się milionom ludzi w programie telewizyjnym. Nie wiem jak to jest w innych programach. Do X Factor się nie dostałem, przyszedłem kiedyś na „śmiesznie” na casting, nie dostałem się, ale to jest inna historia. Tam jest tak, że grasz covery i to jest dziwna rzecz, bo nie możesz pokazać siebie, swojej muzyki.

Rafał Mołdysz: U ciebie doskonale to widać, że Ty żyjesz swoją muzyką w czasie jej wykonywania. Tworzysz swoje teksty i widać prawdziwą ekspresję podczas jej wykonywania.

IH: Tak, choć czasami jest z tym ciężko. Utwór „Napraw” powstał wieczorem… podczas bardzo intymnego wieczoru. Piosenka w dużym stopniu mnie obnaża i jest taka skrajność, ponieważ nigdy nie sądzisz, że utwór napisany wieczorem w kącie, będzie śpiewało tysiące ludzi, że będą znali te teksty z radia. Z jednej strony, słuchając jak wykonują to ludzie, walczysz, żeby własne emocje cię nie zabiły, z drugiej strony nie chcesz, żeby ten utwór stał się tylko piosenką. Po prostu chce przekazać całym sobą, poprzez interpretacje, że to jest ważny utwór, ważna rzecz, nie piosenka, którą słuchasz przy odkurzaniu, czy zmywaniu, nie oto chodzi. Te skrajności walczą w tobie cały czas.

RM: Utwór puszczony w radio często nie ma prawa bronić się sam. Media potrafią w pewien sposób go zabić.

IH: Myślę, że to zależy od utworu. „Napraw” obroniło się samo. Pomimo tego, że przewijał się w radiu bardzo długo, oprócz tego był emitowany teledysk. Jeśli o niego chodzi, to dla zabicia smaku, opowiadał on o czymś innym, to też jest ważne. Jeżeli mówiłby wprost i dosadnie o tekście, to bardzo szybko by się znudził. Utwór ten jest przykładem tego, co można zrobić w mainstreamie, np.: w Radiu RMF FM.

RM: Właśnie zaskoczył mnie bardzo, kiedy usłyszałem go jadąc samochodem, nie spodziewałem się, że radio może wyemitować coś tak innego.

IH: I o to w tym wszystkim chodzi.

RM: Dodatkowo po koncercie na żywo przekonaliście mnie całkowicie do siebie.

IH: Jesteśmy tego typu zespołem, który brzmi inaczej na płycie, inaczej w radiu i inaczej na koncertach. Trzeba pewne rzeczy sprawdzić, nie można od razu „hejtować”, trzeba coś poznać i dopiero ocenić.

igor herbut lemon fot mariusz jasek

MW: Wracając jeszcze do komponowania, czy potrafisz wywołać u siebie taki stan sprzyjający przepływowi emocji i piszesz piosenkę, czy wszystko jest kwestią ulotnej chwili?

IH: Czy można to wywołać mechanicznie? Można się zmusić. Ja się nie zmuszam, ponieważ ja to kocham, siadam do piana i gram. Nie można o tym myśleć. Nie wiem… nie zastanawiałem się nigdy nad tym, czy muszę się zmusić do napisania utworu.

MW: Wydaliście trzeci singiel, jakie kolejne plany?

IH:  Obecnie skończyły się koncerty plenerowe i zaczynamy grać w klubach, takich jak ten, a było tutaj naprawdę wspaniale. Znakomity koncert tutaj zagraliśmy. To była bardzo mądra publika, która świetnie reagowała, czy to na soul, czy jakieś złamane rzeczy, harmonie, teksty, emocje. Była świetna energia i symbioza. Czuliśmy się tutaj bardzo dobrze i mamy nadzieję, że po drugiej stronie też tak było.

Mamy nadzieję, że Club B52 na tym koncercie nie poprzestanie i będzie zapraszał do Żywca wiele równie ciekawych zespołów. Poprzeczka została postawiona wysoko, więc wielbiciele muzyki w Żywcu powinni być dobrej myśli czekając na kolejne imprezy na ulicy Kościuszki.

lemon koncert żywiec fot mariusz jasek

koncert żywiec relacja

Ponadto zapraszamy do obejrzenia krótkiego video z tego wydarzenia:

{youtube}YgaN0Q_4ZvA{/youtube}

Autor: Mariusz Waligóra

Zdjęcia: Mariusz Jasek

Video: Mariusz Jasek

Kopiowanie materiałów zabronione.