Historia

22 września będziemy obchodzić 81. rocznicę rozpoczęcia Aktion Saybusch - akcji wysiedleńczej, zrealizowanej przez niemieckie siły policyjne na terenie powiatu żywieckiego w okresie pomiędzy 22 września 1940 a 31 stycznia 1941 r.

W związku z tym zachęcamy do przeczytania artykułu Hieronima Woźniaka oraz zobaczenia wielu unikatowych zdjęć związanych z akcją na terenie powiatu żywieckiego.

Saybusch Aktion

Był rok 1940, a więc 81 lat temu. Żywiec i Ziemia Żywiecka były już rok pod okupacją hitlerowską. Żywiecczyzna była włączona do Rzeszy, co oznaczało jej zniemczenie. Granica między Rzeszą, a Generalną Gubernią ze stolicą w Krakowie była na rzece Skawie. Takie nadgraniczne miasta jak Maków, Sucha, Wadowice zostały podzielone. Część znajdowała się w Rzeszy, a druga część w Guberni.
Żywiecczyzna, jako kraina piękna pod względem przyrodniczym, krajobrazowym, turystycznym i rekreacyjno wypoczynkowym stała się łakomym kąskiem dla dygnitarzy Rzeszy. Tereny te postanowili zgermanizować między innymi poprzez wysiedlanie jej rdzennych mieszkańców do GG, deportowanie do przymusowych robót w głębi Rzeszy, umieszczanie niebezpiecznych dla Rzeszy w Polen Lagrach i co najgorsze w obozach koncentracyjnych i pokazowych egzekucjach. Było jeszcze coś takiego jak przesiedlenia wewnętrzne w ramach jednej wsi lub wsi ze sobą sąsiadujących. W ten sposób zrodził się plan Saybusch Aktion – Akcja Żywiec, polegający na wysiedleniu w sposób zorganizowany z niemiecką dokładnością 20 tysięcy mieszkańców, przeważnie wsi żywieckich i zastąpienie ich kolonistami niemieckimi rodem z Galicji Wschodniej i Bukowiny w liczbie około tysiąca rodzin. Każda taka rodzina miała otrzymać gospodarstwo ziemskie o powierzchni 30 – 40 ha (w praktyce 15-20 ha), powstałe ze skomasowanych gospodarstw wysiedlonych, ich inwentarz żywy i martwy, zabudowania i darmową siłę roboczą, którą stanowili zwolnieni z wysiedlenia Polacy. Cała ta operacja rozgrywała się w okresie wrzesień 1940 do 31 stycznia 1941. Sztab wysiedleńczy znajdował się w szkole na Zielonej, a do przeprowadzenia całej operacji przeznaczony został 83 batalion policji ochronnej. Wszystkie przygotowania wysiedleńcze przeprowadzane były w tajemnicy, by przeznaczeni do wysiedlenia nie pozbywali się majątku i inwentarza. W powiecie znajdowały się 4 punkty zborne, do których zwożono wysiedlonych z tobołami, w Żywcu w Sokole i szkole w Zabłociu, w Rajczy i Suchej. Co kilka dni podstawiano pociąg z 25 wagonami mieszczący około 1000 osób. Wszystkie te pociągi szły do Łodzi, skąd wysiedleńcy kierowani byli do miejsc przeznaczenia w dystryktach lubelskim, warszawskim, a także w okolice Kalwarii Zeb. I Nowego Sącza. Poniewierka takiej podróży trwała kilka dni, nawet do tygodnia. Po drodze przeprowadzana była selekcja rasowa w wyniku, której dzieci uznane za odpowiednie rasowo kierowane były do zniemczenia w rodzinach niemieckich.
Z chwilą rozpoczęcia akcji, zgromadzeni w Cieszynie i Bohuminie oczekiwali już osadnicy, których w dniu wysiedlania danej wioski, natychmiast do niej przewożono i osadzano na ciepłych jeszcze „pieleszach” wysiedlonej rodziny polskiej. Cała ta akcja planowana była na dalsze miesiące i lata, ale została zachwiana niepowodzeniami Niemiec na frontach wojennych, brakiem środków transportowych i innymi ważniejszymi dla Rzeszy sprawami. Nie miejsce na opisywanie szczegółów tego największego chyba w 700 letniej historii Żywiecczyzny wydarzenia deportacyjnego. Jest już odpowiednia literatura na ten temat.
Ludzie ci w znakomitej większości już nie żyją. Bo jeżeli ktoś w dniu wysiedlenia miał lat 8, to dziś ma albo miałby 88 lat. Pozostał żal, nostalgia, rozsiane po całej Polsce groby zmarłych na wysiedleniu, zastane po powrocie w rodzinne strony zgliszcza i brak ze strony państwa dania tym rodzinom jakiejkolwiek satysfakcji materialnej, a nawet etycznej i moralnej. Niemcy znów są największą potęgą gospodarczą w Europie i narzucają swój punkt widzenia innym członkom Unii Europejskiej.
W III RP powstała możliwość dania odszkodowania w ramach Fundacji Polsko Niemieckie Pojednanie, ale dotyczyło ono tylko osób wywiezionych na przymusowe roboty do Rzeszy. Czynił pewne starania w tym względzie, ale bezskutecznie poseł i senator Władysław Bułka, zabiegał o to i o pamięć jeden z wysiedlonych z Gilowic, mieszkający dziś w Rzeszowie Bronisław Luber. To jemu zawdzięczać należy to, że IPN w Katowicach wszczął w tej sprawie prokuratorskie dochodzenie, przesłuchał kilkaset wysiedleńców i zgromadził odpowiedni materiał historyczny. Tenże IPN jak również żywieckie archiwum zorganizowali na ten temat kilka wystaw. Z wysiedleń tych zachował się bowiem bogaty materiał fotograficzny niemiecki oraz spory zasób zdjęć żywieckiego fotografa Józefa Macikowskiego, który z narażeniem życia z ukrycia fotografował te zbrodnicze czyny okupanta. Na terenie Żywca i powiatu pojawiło się kilka tablic upamiętniających to tragiczne wydarzenie, m.in. na budynku Sokoła i w okolicy dworca PKP w Żywcu, w Jeleśni, Ciścu i może jeszcze gdzie indziej. Szkoda, że poszkodowani wysiedleńcy i ich rodziny nie utworzyli do tej pory stowarzyszenia, które zadbałoby lepiej przynajmniej o pamięć o tych wydarzeniach.
Nie wolno nam obecnemu jak i przyszłym pokoleniom dopuścić do zapomnienia i wymazania z kart historii naszego regionu tych tragicznych dla naszej społeczności żywieckiej dni. Młode pokolenie, dzieci, wnuki i prawnuki wysiedleńców z lat 40. muszą znać prawdę o tragicznych losach swych przodków. Prawdę i wiedzę tę winni wynieść przede wszystkim z rodzinnego domu, szkoły, z literatury, prasy i innych mediów. Władze zaś oświatowe powinny zadbać o to by nauczycieli i młodzież wyposażyć w odpowiednią wiedzę i inne materiały historyczne.

PS. Należę do pokolenia pamiętającego tamte czasy widziane oczami 7-12 letniego chłopca zamieszkałego wtedy we wsi Koziniec w gminie Mucharz nad rzeką Skawą przy granicy z Gubernią.
Pamiętam, że wzdłuż granicy na Skawie chodziły uzbrojone patrole pograniczników niemieckich zwanych przez miejscowych „zielonkami” od zielonych mundurów.
Pamiętam, że były takie dni, przeważnie niedziele w porze letniej, że w wyznaczonych przez okupanta godzinach rozdzielone granicą rodziny mogły się nad brzegami tej rzeki spotkać i przez rzekę porozmawiać. Rozmowy były głośne, a ich siła zależała od szumu wody w rzece.
Pamiętam, że do naszej szkoły w Kozińcu w 1940 roku doszły z Jaszczurowej dwie nauczycielki i grupa dzieci z Mucharza i Jaszczurowej, których rodziny nie zostały wysiedlone, bo tamtejsze szkoły przeznaczono dla dzieci niemieckich.
Pamiętam, że do domu mojego wujka Karola, Niemcy dokwaterowali starsze małżeństwo z owej Jaszczurowej, którzy mieszkali tam do końca wojny.
I jeszcze jedno. W 2007 roku przyszedł do mnie Pan Jan Śleziak z Kamesznicy z rękopisem napisanego przez siebie pamiętnika z wysiedleń. Zwracałem się z prośbą m.in. do IPN w Katowicach o wydanie tego pamiętnika drukiem. Nie było chętnych. Wydałem sam już jako emeryt w nakładzie 300 egz. 120 stronicową, napisaną maczkiem broszurę i sam ją rozkolportowałem. Nie zapomnę też, że wysłane przeze mnie paczki z 10 cioma egzemplarzami tej broszury, niektórzy Wójtowie z Żywiecczyzny wrócili mi, jako nie zamówione. Jak piszą historycy z katowickiego IPN jest to jak dotychczas najobszerniejsza i najbardziej drobiazgowa relacja z wysiedleń na Żywiecczyźnie i powinna być w każdym domu, który z wysiedleniami tymi miał cokolwiek do czynienia.

Z materiałem fotograficznym możecie zapoznać się TUTAJ