23.
Obudziłam się tam, gdzie zasnęłam. Na łóżku Zegrzyńskiej. Koło mnie leżała Ania. Cicho wstałam i skierowałam się do łazienki. Przechodząc przez korytarz zauważyłam, że Zegrzyńska śpi na starym tapczanie w jej holu. Biedulka, tak bardzo się dla nas poświęciła.
Zimna woda bardziej mnie uprzytomniła. Umyłam włosy, wzięłam prysznic i od razu poczułam się lepiej. Nie miałam tu żadnych ciuchów dlatego ubrałam to, co miałam na sobie wczoraj. Pomyślałam, że jak wyschnę, wezmę klucz i skoczę do mieszkania po jakieś ubrania dla mnie i Anki.
W międzyczasie zjadłam jogurt i dwie kanapki. Byłam głodna. Mimo tego, że wieczorem wtrąbiłam kilka naleśników, okropnie ssało mnie w żołądku. Chyba nigdy nie jadłam tak dobrego śniadania.
Wychodząc z kuchni starałam się jak najciszej przejść przez korytarz. Nie chciałam obudzić ani siostry, ani sąsiadki. Wzięłam kurtkę i wyszłam z jej mieszkania. Klucz miałam tam gdzie zawsze – w prawej kieszeni kurtki. Pokonałam stopnie i weszłam do środka. Wszystko wyglądało tak, jak wczoraj. Zdziwiła mnie tylko jedna rzecz, koperta leżąca na dywanie przed drzwiami. Ktoś pewnie bawił się w jakiegoś detektywa, możliwe, że listonosz. Podniosłam kopertę i wyciągnęłam kartkę. Poczułam bardzo dobrze znany mi zapach. Zachęciło mnie to do zapoznania się z jego treścią.
Zosiu!
Chciałem Cię za wszystko przeprosić. Nie wiedziałem, że one takie są. Wiem, że na pewno poczułaś się niefajnie, ale nie bądź zła. Obiecuję Ci, że już więcej się do nich nie odezwę. Jeśli chcesz, to nawet zmienię klasę ! Bylebyś tylko nie była na mnie zła. Bardzo Cię lubię, wiesz? Nie chcę, żeby osoby takie jak one wchodziły między nas. Od wakacji wyobrażałem sobie chwile, jakie razem spędzimy. Szczerze mówiąc myślałem, że będą wyglądały nieco inaczej. Bynajmniej niefajnie się zaczęło. Bo wiesz… już wtedy wiedziałem, że się tu przeprowadzę. No rozumiesz, to miała być taka niespodzianka, bo inaczej na pewno bym Ci powiedział. Mam nadzieję, że jutro w szkole wszystko będzie po staremu.
Do jutra –
Kuba
Musiał tu wczoraj być, co za szkoda ! – pomyślałam. W gruncie rzeczy nie byłam na niego zła, bo przecież w niczym nie zawinił, ale na nie. Nie wiem czemu, ale jakoś niespecjalnie ucieszył mnie fakt, że ten list jest właśnie od niego. Przyjęłam to tak, jak wiadomość, która w ogóle mnie nie zaskoczyła, ani nie wywoływała bardziej widocznych emocji. Po prostu dostałam list, po prostu od Kuby.
Rzuciłam go na stolik i weszłam do pokoju w poszukiwaniu ubrań. Szybko znalazłam coś dla siebie. Włożyłam sweterek i szare jeansy, jedne z najładniejszych rzeczy jakie miałam w szafie. Dla Anki wzięłam jakieś ciepłe spodnie i dwie bluzki. Wyszłam z mieszkania i zamknęłam je na klucz.
Kiedy weszłam do korytarza Zegrzyńskiej usłyszałam jej rozmowę z Anką.
- Dlaczego Ania płakała?
- Zrobiło się jej przykro. Naoglądała się jakiegoś filmu o smutnej miłości. No wiesz, takie romansidła – zażartowała kobieta.
Usłyszałam cichy śmiech Ani. Dobrze, że ją rozbawiła. Jej śmiech dodawał mi jakiejś dziwnej otuchy. Niby takiej niepotrzebnej, ale bardzo zadowalającej. Rozmawiały dalej.
- Tak myślałam. Zawsze tak miała, kiedy oglądała coś z mamą. Temu nic jej nie mówiłam. Zawsze samo jej przechodziło – rzuciła. Była naprawdę mądra. Faktycznie reagowałam tak na wszelkiego rodzaju miłosne niuanse występujące w serialach, filmach , a nawet bajkach. Uświadomiłam sobie to, jak bardzo żałosna jestem. Życie – pomyślałam.
Postanowiłam wejść i przerwać tę prze uroczą scenę. Przekraczając granicę kuchni i korytarza poczułam zapach ciepłego mleka i dżemu.
- Masz ubrania, jedz szybko i chodź, bo się spóźnimy. Jest siódma, czas się zbierać.
Usiadłam na chwiejącym się krześle i sięgnęłam po szklankę z mlekiem, która widocznie czekała na mnie. I sąsiadka i Anka miały w rękach kubki pełne białego napoju, dlatego sięgnęłam po swoją porcję.
- Dzień dobry Zosiu – powiedziała Zegrzyńska, posyłając mi ciepły uśmiech.
- Witam – mruknęłam, mocząc usta w mleku.
Niespecjalnie chciało mi się rozmawiać. Kobieta coś tam wspomniała, że dziś pierwszy Grudnia, że za niedługo święta. Ania mamrotała o choince i wigilii jaką co roku jedliśmy. W tym roku nie będzie świąt – pomyślałam. Jeśli mamie został miesiąc, to może nie dożyć wigilii, o ojcu nie wspominając. Te święta na pewno będą najsmutniejszymi, jakie obchodziliśmy do tej pory. Boże, żeby tylko mama dożyła końca grudnia – pomyślałam – żeby Anka po raz ostatni zjadła tę swoją ukochaną wieczerzę. Przecież nie proszę o wiele, prawda?