Historia

Żabnica - wieś położona na wschód od Węgierskiej Górki w dolinie górskiego potoku Żabniczanka. Od strony Węgierskiej Górki otwarta. Z pozostałych trzech stron otoczona masywem Romanki (1366 m npm.) i ramionami Abrahamowa i Prusowa. Wzdłuż potoku prowadzi droga główna, z gęstą zabudową po obu stronach. Górna część wsi Skałka, Tworzówka i Kamienna ma charakter letniskowy i rekreacyjno wypoczynkowy. Większość zabudowy w tym rejonie stanowią pensjonaty, domy wczasowe i kwatery prywatne. Stąd rozchodzą się liczne szlaki turystyczne na okoliczne polany, hale i szczyty górskie. Czyste, dzikie i spienione wody Żabniczanki robią wrażenie na każdym, kto miał szczęście „zabłądzić” w te tereny. Wokół spokój, zieleń pięknych lasów świerkowo – bukowo – jodłowych i szum wody w pięknym górskim potoku.

Przeludnienie wsi i brak pracy poza nią powodował emigrację "za chlebem", m.in na t.zw. Kresy Wschodnie. "W grudniu 1926 roku zaszła zmiana w naszym życiu rodzinnym - pisze w pamiętniku Józef Szczotka. Oto pewnego dnia odwiedziła nas Franciszka Jarco, przybyła z Lipicy Dolnej woj. stanisławowskie, która tam mieszkała od 1919 roku. Wyżej wym. nabyła tam gospodarkę, a raczej ziemię, z parcelacji u hrabiego Andrzeja Russockiego, zaraz po pierwszej wojnie światowej. Jarcowie zakupili 10 morgów ziemi w tym 1 mórg lasu. Ziemia była bardzo urodzajna i wydajna, na której po zabudowaniu się, rolnik mógł średnio gospodarzyć. Była to jednak okolica na wschodnich rubieżach Polski o większości ludności ukraińskiej, do której Jarcowa nie mogła się przyzwyczaić. Drażniły ją zwyczaje, ubiory oraz mowa, do której nie mogła się przyzwyczaić i jej pojąć, a także to, jak szła w święta uroczyste do kościoła widziała pracujących ludzi wokół siebie. Zdawało się jej wówczas, że ona nie jest w Polsce, a gdzieś w innym obcym państwie. Tak to Jarcowa użaliwszy się na swój byt dodała, że żałuje, iż nabyła ziemię w Lipicy Dolnej. To widocznie spodobało się mojemu ojcu, który bez namysłu powiedział; w takim razie zamieńmy się z gospodarkami. Jarcowa zgodziła się na to z miejsca i doszło do zamiany."

Prawie natychmiast cała rodzina Szczotków wyjechała na nowe gospodarstwo rolne w Lipicy Małej. Rodzina była liczna , razem z rodzicami liczyła 10 osób. Z tego pnia wywodzi się mieszkająca w gminie Węgierska Górka rodzina Pielichowskich. Ziemia była tam urodzajna. Najstarszy syn Józef - autor pamiętnika - skończył służbę wojskową i zaciągnął się do pracy w tamtejszej Policji Państwowej w powiecie Horodenka.

Układ Ribentrop - Mołotow doprowadził do dokonania czwartego rozbioru Polski. Na jego mocy 17 września 1939 roku do Lipicy wkroczyli Rosjanie. Ukraińcy podnieśli głowy, stali się agresywni i zaczęli znęcać się nad Polakami w rozmaity sposób. 9 lutego rozpoczęła się wywózka na Sybir. "Do domu weszło trzech uzbrojonych osobników. Jeden policjant rosyjski, oraz dwóch miejscowych milicjantów trzymających rewolwery w ręku gotowe do strzału. Rosjanin po sprawdzeniu nazwisk, nakazał całej rodzinie ubierać się natychmiast do podróży, mówiąc, że musimy stąd wyjechać na żądanie Ukraińców i że rząd rosyjski bierze nas pod swą opiekę i zabiera nas na Kaukaz.

Po jednodniowym postoju w Rohatynie nasz pociąg ruszył w drogę i pierwszym naszym przystankiem była stacja kolejowa Bóbrka, niedaleko Lwowa. Następnym postojem naszym był Lwów – to polskie patriotyczne miasto. Nasz pociąg poruszał się bardzo wolno i składał się z przeszło 100 wagonów i 2 lokomotyw. Na stacjach kolejowych były zatłoczenia spowodowane dużą ilością pociągów, toteż byłą granicę polsko – rosyjską osiągnęliśmy dopiero po 11 dniach. Teraz była przesiadka na szerokie tory, potem dalsza droga. Pociąg nasz na terenie Rosji posuwał się raźniej i każdy dzień zbliżał nas do Syberii. Mróz dawał się nam coraz więcej we znaki i w miarę zbliżania się do Syberii wzrastał. Rodziny podczas snu tuliły się do siebie, okrywając się czym było kogo stać. Ściany wagonu były wewnątrz białe od szronu i kobietom włosy przymarzały do ścian. I tak dzień po dniu 2 lokomotywy pociągu niosły nas przez cały teren Rosji europejskiej. Za Uralem zbaczamy lekko na północny wschód i kierujemy się w stronę Świerdłowska (dziś Jaketynburg). Pociąg nasz co jakiś czas zatrzymywał się i lądował na bocznym torze, pozostawiając po kilkanaście wagonów z wysiedleńcami. A więc rozpoczęło się rozmieszczanie ewakuowanej ludności, zgodnie z planami bolszewików. Nasze wagony były na przodzie pociągu i były stale kierowane naprzód. Wreszcie w połowie Wielkiego Tygodnia na początku marca 1940 roku osiągnęliśmy nasz punkt przeznaczenia i zostaliśmy wyładowani w lesie na posiłku Zawod, gdzie mieścił się tartak.

Rodzinie Szczotków t. j. mnie, Andrzejowi, Franciszkowi i Michałowi przypadł budynek szkolny, przeznaczony tymczasowo dla wysiedleńców. Przypadła nam sala szkolna i była z nami jedna obca rodzina z powiatu rohatyńskiego. Natomiast brat Franciszek otrzymał osobny pokój, z uwagi na małe dziecko (Julek 5 tygodni). Na sali nie było żadnych łóżek, prycze sami zbijaliśmy z desek. Uciecha że to już koniec udręki jazdy w wagonach prysła, gdy w nocy obległo nas miliony pluskiew, a rano zwołano zbiórkę, wydano narzędzia i pognano do lasu na ścinkę drzew w mrozie i śniegu powyżej pasa. W pierwszym dniu wykonaliśmy 27% normy, a od tego zależał przydział chleba. Norma 800 g dla pracujących przy wyrębie, kobiety i dzieci 400. Temperatura dochodziła do minus 45 stopni, a zima trwała tam 7 miesięcy. Po jakimś czasie kupiliśmy krowę, było mleko dla dzieci. Było to dozwolone. Wyrabiający normę dostawali zupę i wypłatę 8 rubli dziennie. Była możliwość zakupu jedzenia w oddalonym o 15 km kołchozie. Był handel wymienny, najchętniej kołchoźnicy kupowali sukienki naszych kobiet. I tak upływał czas. Dużo skazańców ciężko pracujących i niedożywionych chorowało na kurzą ślepotę. W 1941 roku nadeszły do zesłańców dwie radosne wiadomości. Pierwsza o napadzie Niemiec na ZSRR, a druga o organizowaniu w ZSRR wojska polskiego pod dowództwem gen. Władysława Andersa.

Najważniejsi generałowie 2 wojny to: Władysław Anders, Stanisław Kopański, Stanisław Maczek, Zygmunt Berling, ..Boruta Spiechowicz. Natychmiast rozpoczęto przygotowania do wyjazdu. Jego organizacją zajął się najstarszy z rodziny Józef Szczotka. Zgromadzono zapasy żywności i wynajęto 2 wagony dla 57 osób razem z dziećmi i kobietami. Wyjazd nastąpił 3 stycznia 1942 r. 7 stycznia bratowa Józefa Michalina urodziła w pociągu córkę Marię.14 stycznia dotarli do Orenburga w Kazachstanie, a 17 lutego 1942 roku po siedmiotygodniowej i uciążliwej podróży dojechaliśmy do Działła –Badu, gdzie mieścił się sztab 5 Dywizji Kresowej pod dowództwem gen. Boruty – Spiechowicza i tamże na skutek spotkania znanego chorążego wojsk polskich Dróżyckiego, postanowiłem wysiąść. Za mną wysiadał brat Andrzej z rodziną. Reszta moich pasażerów, których miałem w transporcie, łącznie z moimi braćmi Frankiem, Michałem, Walkiem, matką, siostrą Teresą oraz ich małymi dziećmi odjechali dalej na południe, bliżej granicy perskiej. Nawet nie podejmowałem próby zmuszenia ich do wysiadki ze mną, ponieważ uważałem, że wyprowadziłem wszystkich z najgorszego położenia i byli już bezpieczni na osiągniętym terenie, na którym były rozlokowane oddziały wojska polskiego.Przywództwo wraz z upoważnieniem NKWD oddałem jednemu z grupy niejakiemu Kazimowiczowi, który dobrowolnie przyjął opiekę w moim imieniu nad grupą. Wszyscy dojechali do miejscowości Lugowo, bliżej granicy Perskiej, gdzie także była stacjonowana znaczna jednostka wojska polskiego, z którą następnie wyjechali do Persji. Kobiety i dzieci skierowane były do Teheranu, a stamtąd odesłane zostały do Ugandy w Afryce skąd wróciły do rodzin w Anglii w 1948 roku.

Anderzej i Józef Szczotka, artylerzysta skierowany został do 5 Dywizji Kresowej, pozostali bracia Franciszek, Michał i Walenty skierowani zostali do innych jednostek. 10 sierpnia 1942 5 Dywizja opuściła ZSRR. 15 sierpnia zakwaterowała się dwIranie (Habania). Po drodze czerwonka dziesiątkowała żołnierzy. Przez 10 miesięcy było szkolenie i ćwiczenia.

W miesiącu październiku 1943 roku opuściliśmy Habanie i wyjechaliśmy do Palestyny (obecny Izrael). W Palestynie nastąpiło u nas duże ożywienie i podniesienie na duchu, ponieważ zniknęła nam z oczu pustynia irańska i stanęliśmy stopą na ziemi pokrytej zielenią. W dodatku we wszystkich miastach i miasteczkach rozbrzmiewała mowa polska i mieszkańcy uśmiechali się do nas jak do swoich. We wszystkich kinach były wyświetlane filmy polskie, toteż czuliśmy się jak w Polsce.

Niestety ten miły pobyt nasz w Palestynie nie był długi, ponieważ na początku stycznia 1944 r. wyjechaliśmy do Egiptu, gdzie zatrzymaliśmy się przez jeden miesiąc czasu. Podczas tego pobytu miałem jednak sposobność zobaczenia wszystkich piramid egipskich i historycznego sfinksa. Po miesiącu czasu nastąpiło załadowanie nas na okręty w porcie morskim w Port – Side nad morzem Śródziemnym i wyjazd do Włoch.

Nasz 2 Korpus należał wówczas do 8 Armii Angielskiej, której w tym czasie był dowódcą gen. Leese. Zaproponował on gen. Andersowi wykonanie natarcia na odcinku Klasztoru Monte Cassino i przyległych gór, na co gen. Anders zgodził się. Był to trudny odcinek frontowy, na którym nie powiodło się poprzednio Amerykanom, Anglikom, Francuzom, Nowozelandczykom i Hindusom. Cztery ataki były nieudane. Oczy całego świata były wówczas skierowane na ten skrawek ziemi włoskiej. Gen. Anders przyjął zadanie z całą świadomością jego wagi i znaczenia, pokładając nadzieję na pełnym zaufaniu do swych podwładnych od generała do najmłodszego szeregowego. W tych warunkach 2 Korpus Polski mający najgroźniejszy odcinek frontowy ruszył do ataku dnia 11 maja 1944 roku o godz. 11 –tej w nocy. Najpierw odezwało się 1,100 armat i ziemia się zatrzęsła od wystrzałów, a dolina rzeki Lire oświetliła się od błysków armatnich, pomimo iż była ona zadymiona przed atakiem dla osłonięcia natarcia. 18 maja na ruinach klasztoru Monte Cassino zawisła białoczerwona flaga.

Po zakończeniu wojny cała piątka Szczotków znalazła się w Anglii. Pracowali gdzie mogli. Wracać nie mieli specjalnie gdzie. Anglia chciała się ich pozbyć. Proponowała Amerykę, z pokryciem kosztów biletu i przeprowadzki. Pierwszy skorzystał z tej propozycji Józef /na zdjęciach wyżej/ osiadł najpierw w Teksasie, a następnie w Detroit i tam wraz z rodziną osiadł na stałe.

Po wypędzeniu Niemców z Włoch 2 Korpus Polski pozostał tam jeszcze przez okres półtoraroczny wraz z oddziałami alianckimi, które były zajęte likwidacją sprzętu wojennego.

Pozostali bracia Andrzej, Franciszek, Michał i Walenty dołączyli do Józefa w Detroit w 1948 roku i tam się pobudowali i pracowali m.in w zakładach Forda.

Odwiedzili też rodzinną Żabnicę, o czym wskazują powyższe zdjęcia. Były spacery, spotkania, wspomnienia i wspólne biesiadowanie na wolnym powietrzu

W Detroit odwiedził ich też o dziwo w cywilu sam Władysław Anders. 

Autor oraz zdjęcia: Hieronim Woźniak